Z ruin powstały.
Idealnie wtopiony w krajobraz lasów i łąk, otoczony starym parkiem i przepięknym ogrodem warzywnym, pałac Nakomiady wygląda, jakby tam był od zawsze. Dlatego trudno sobie wyobrazić, że to piękne miejsce jeszcze nie tak dawno było całkowicie zdewastowaną ruiną. Ale staranność odrestaurowania wnętrz, wystrój i klimat przywróciły ducha tego dawnego, XVII wiecznego pałacu. “Tę autentyczność po prostu się tutaj czuje, nie ma nic udawanego”, mówią goście i ja to potwierdzam! Czułem się w tym miejscu, jakby takie było niezmiennie przez 300 lat! To również zasługa gościnności Piotra i Joanny, właścicieli i twórców odrodzenia pałacu. Ale znacie mnie, w centrum mojego zainteresowania znalazł się przede wszystkim pałacowy ogród warzywny. Nie byłbym sobą, gdybym czegoś z niego nie uszczknął do naszych przygotowywanych w pałacowej kuchni potraw z Almette w roli głównej!
Manufaktura Pałac Nakomiady, czyli zrób to sam.
W pierwszej Manufakturze, tej z 1705 roku, wyrabiano i wypalano cegły na potrzeby rozbudowy dworu. I nikt się wtedy nie spodziewał, że za 300 lat historia się powtórzy. Obecni właściciele, chcąc odtworzyć dawne wnętrza pałacu, nie mogli nigdzie nabyć starych pieców, ani kupić nowych wykonywanych według dawnych wzorów i… nie mieli wyjścia, ponownie uruchomili Manufakturę! Produkowane są w niej teraz piece i kominy, płytki i wiele innych dzieł sztuki. Oczywiście zgodnie z dawną tradycją wszystko odbywa się ręcznie, od wypalania kafli i nadawania im pożądanych kształtów po malowanie. Przekonałem się o tym osobiście. Razem z goszczącymi z nami w Nakomiadach Dorotą (kameralna.com.pl) i Moniką (tekstualna.pl) mieliśmy okazję wykazać się kreatywnością, malując swoje własne obrazki na płytkach… ale muszę przyznać, że lepiej nam wychodzi gotowanie.
Danie wykwintne z… kapusty.
Okazuje się, że w Nakomiadach wszystko robi się z miłością, z miłością odtwarza historię, z miłością tworzy się piękne przedmioty w Manufakturze i z miłością się gotuje! I to jest tajemnica sukcesu. Z naszą gospodynią, panią Joanną, przyrządziliśmy bardzo proste i szybkie danie z kapusty stożkowej, którą podsmażyliśmy na patelni grillowej (oczywiście kapustę, a nie panią Joannę!) i podaliśmy z przepysznym Almette ze szczypiorkiem i ikrą z pstrąga. Taka zwykła kapusta, a wyszło nam danie wykwintne, pałacowe i przepyszne, bo… „przygotowane z miłością”, jak stwierdziła pani Joanna!
Street food, czy sałatka?
Odpowiedź jest jedna. I to i to. Z Dorotą, kameralna.com.pl, przyrządziliśmy wiosenną, pełną zielonych roślin i ziół, sałatkę. I jak to w przypadku każdej sałatki kluczową rolę odegrał dressing. Wykorzystaliśmy do niego serek Almette ze szczypiorkiem. Dzięki temu przepyszna sałatka stała się poezją smaku! Po sałatce przyszła pora na coś „konkretnego”, na brytyjskie uliczne danie, fish & chips. Nawet udało mi się przekonać Monikę z tekstualna.pl, przeciwniczkę smażenia, że smażenie nie musi być niezdrowe. Wystarczy zimną rybę wrzucić na mocno rozgrzany olej i tłuszcz nie wniknie do potrawy. Monika potem zajadała się ze mną rybą z frytkami i zielonym groszkiem, oczywiście z dodatkiem puszystego serka Almette ze szczypiorkiem! Niby proste dania, a wyszły nam bosko. Pałacowa kuchnia ma moc!
Łąki na celowniku
Często patrzymy na łąki jak na ładny obrazek: zielona trawka, jakieś kwiatki… i nie zdajemy sobie sprawy, jak ważne są dla całego ekosystemu i jak pośrednio wpływają na to, co jemy i.. co jedzą krowy, z których mleka wytwarzamy nasz lekki, puszysty i przepyszny serek Almette! Dlatego nie zapominajmy, że łąki są spiżarnią dla wszystkich owadów zapylających. Bez nich nie byłoby tych wszystkich roślin, które dzięki nim mogą rosnąć i owocować – roślin potrzebnych nam do życia. Poznajcie nasze kolejne działania związane z akcją „Łąki pod ochroną Almette”! Co tym razem możemy zrobić dla łąk? Jak sprawić, żeby było ich więcej, kwitnących i bioróżnorodnych? Działamy!
Siejmy kwiaty!
Okazuje się, że dbać o łąki możemy w sposób absolutnie nietypowy! Na przykład strzelać nasionami z… procy! Zaskoczeni? Ja też, bo nigdy bym się nie spodziewał, że jadąc do XVII w. pałacu poznam tę stosowaną już w starożytności przez Egipcjan metodę wysiewania roślin. Z tą praprapradawną techniką lepienia seed balls (lub seed bombs), czyli kul z nasionami zapoznał mnie Pan Łąka, czyli Maciej Podyma z Fundacji Łąka i razem, wystrzeliwując takie kule z procy, zasililiśmy przypałacowe łąki w wiele nasion kwiatów, oczywiście ku uciesze pszczół! Kule, będące mieszanką gliny, ziemi ogrodowej i oczywiście nasion, pełne naturalnych składników odżywczych mają w sobie wszystko, czego roślina potrzebuje na start. Rozrzucanie takich kul jest prostym sposobem, aby ukwiecić opuszczone tereny w miastach, wzbogacić naturalną różnorodność naszych łąk i parków. Dbajmy o naturę w każdy możliwy sposób, nawet… strzelając z procy! 🙂