Inny świat, choć blisko Warszawy.
Tym razem nasza „kapsuła czasu” wylądowała na Mazowszu. Biorąc pod uwagę fakt, że wyruszyliśmy z Warszawy, niezbyt się nawędrowała, bo znaleźliśmy się w Siedlisku Leluja położonym nieopodal Pułtuska. Mimo to miałem wrażenie, że przeniosłem się w czasie: 100-letnia chata kurpiowska, stodoła, pastwisko, kury, kozy, koniki… a wkoło pola, lasy i piękne ekologiczne łąki. Wszystko wygląda tak, jakby czas się tu zatrzymał, ale to tylko pozory! Właściciele Siedliska Leluja, Monika i Wojciech, nie dają temu miejscu zasnąć. Wciąż coś tworzą. Leluja jest pełne ich niezwykłej, kreatywnej energii, a ich goście, czy słońce, czy deszcz, nigdy się nie nudzą! A co mnie najbardziej zaintrygowało? Nie, nie warzywny ogródek – choć ten, pełen ekologicznych pyszności też mnie zachwycił. Zapytałem o słowo Leluja i dowiedziałem się, że Leluja to nazwa kurpiowskiej wycinanki w kształcie drzewka. Całe życie człowiek się uczy :-). Może kiedyś wymyślę danie o nazwie Leluja z serkiem Almette w roli głównej? Kto wie…
W zgodzie z naturą.
Tak właśnie można spędzić czas w Siedlisku Leluja: „w zgodzie z naturą, z dala od chemii”, jak mówi Monika, właścicielka siedliska. Gospodarze są w tym konsekwentni. To oni dopasowali się do natury, a nie naturę do siebie. Sami pieką chleby, robią makarony i sezonowe przetwory. Wytwarzają sery z mleka krowiego i koziego. Dbają o to, żeby ich sery były wykonane z najlepszych składników… . Skąd my to znamy… A goście? Szczególnie mile widziane są tu dzieciaki, które nie będą miały chwili na nudę. Nauczą się tu robić zabawki z patyków i sznurka, potaplają się w błocie i poskaczą w sianie. Będąc tam, miałem okazję poczuć się jak na dawnej, prawdziwej wsi. To dla części z nas absolutnie wyjątkowe i nowe doznanie. Mimo wielu nowych bodźców czułem, że się „resetuję”, a czas płynie dwa razy wolniej. Ale i apetyt w takim miejscu jest dwa razy większy. Nic dziwnego, ruch i świeże powietrze robią swoje. I wtedy do akcji wkraczam ja! Koniecznie zobaczcie, co przygotowałem.
Moc dzikich ziół.
W Siedlisku Leluja nie trzeba daleko szukać. Pyszne dzikie zioła, idealne do wiosennej sałatki rosną w zasięgu ręki. Wystarczy dobrze się rozejrzeć, kucnąć, poskubać, pourywać i koszyk z ziołami na sałatkę jest pełen. Gospodarze siedliska tak wspaniale troszczą się o swoich gości, że tym razem ja postanowiłem zrobić coś dla nich. Przygotowałem sałatkę z dzikich ziół polaną dressingiem na bazie serka Almette śmietankowego. Po pierwszych kęsach Monika podsumowała efekt krótko: „FENOMENALNE!”. I nie mogę się z nią nie zgodzić. Ale to nie koniec możliwości dzikich ziół. Co powiecie na orzeźwiającą lemoniadę, w której pływają kwiatki? Uwierzcie mi, to coś piękno-pysznego! Przygotowałem ją z Basią, basiaszmydt.pl, która razem z nami i rodziną państwa Kosteckich, mumandthecity.pl, gościła w Siedlisku Leluja.
Swojskie smaki.
W Siedlisku Leluja, chłoniemy uroki wsi wszystkimi zmysłami. A co ze zmysłem smaku? Postanowiłem to sprawdzić i razem z rodzinką Kosteckich przygotowaliśmy wiejski, sielski, zdrowy krupnik mazowiecki z kaszą jaglaną i warzywami, podawany z kromką swojskiego chleba posmarowaną serkiem Almette śmietankowym. Dzieciaki pomagały! Muszę je pochwalić, smarowanie chleba serkiem Almette mają opanowane :-). Zaskoczyłem też zmysł smaku Basi, przygotowując razem z nią grzanki z wiejskiego chleba z serkiem Almette śmietankowym, lokalnym serkiem halloumi, zielonymi szparagami i… młodymi pędami chmielu! Jedliście kiedyś młode pędy chmielu? Rozejrzyjcie się dookoła, może rosną gdzieś blisko was. Musicie spróbować! Wszystkiego najsmaczniejszego!
Goście kwietnych łąk.
Zastanawialiście się kiedyś, kto odwiedza kwietne łąki? Kogo przyciągają kolory i zapachy polnych kwiatów? Tych gości nie od razu da się zauważyć gołym okiem. Ukrywają się w kwiatach, trawach i pomiędzy liśćmi. To owady, tak ważne dla zachowania bioróżnorodności i ochrony upraw. Liczba owadów na świecie drastycznie spada. Już 1/3 gatunków jest zagrożona, a przecież bez pożytecznych owadów nie jest możliwe zapylanie i owocowanie. Również szkodniki rozwijałyby się bez przeszkód! Dlatego już najwyższy czas, żeby zacząć działać, nawet małymi krokami. Oprócz tworzenia kwietnych łąk możemy zadbać o owady również w inny sposób. Instalujmy w gospodarstwach, ogrodach i na łąkach specjalne domki dla owadów. To jest nasza nowa misja!
Domki dla "robaczków".
…albo jak wolicie hoteliki dla owadów. Mogą w nich zamieszkać samotne pszczoły i wiele innych gatunków zapylaczy i zjadaczy roślinnych szkodników. My budowaliśmy domki z myślą o pszczołach samotnicach – dzikich pszczołach, które, jak mówi Maciek z Fundacji Łąka, „nie potrzebują naszej pomocy, oprócz tego żebyśmy stworzyli im dom”. Dawniej te owady znajdowały schronienie w słomianych strzechach i zakamarkach między deskami domów. Teraz jest coraz mniej takich miejsc, ale możemy to zmienić, budując im domki i ustawiając je w naszych ogrodach. Wiosna jest na to najlepszą porą, bo wtedy owady złożą w domkach jaja, a jesienią mogą w nich znaleźć miejsce do przezimowania. Pomogliśmy też lokalnemu rolnikowi stworzyć pas kwietny. Ta dawna metoda wysiewania pasa polnych kwiatów między uprawami to doskonały sposób na przyciąganie pożytecznych owadów, które walcząc ze szkodnikami upraw, mogą skutecznie zastąpić środki chemiczne.